czwartek, 30 marca 2017

Trzy tygodnie z Kafką

Przydarzyła nam się taka owieczka. Kafka - Sikavka. Była z nami trzy tygodnie, bez jednego dnia. Odeszła nagle i dramatycznie, jak to bywa u jagniąt karmionych sztucznie. Była owieczką wyjątkową; nikt, kto się z nią zetknął, nie pozostał wobec niej obojętny. Mądra, śliczna i przekorna. Patrzyła nam prosto w oczy, by zaraz coś spocić. W nocy koniecznie chciała spać ze mną, przytulała się swoimi różowymi usteczkami do mojej szyi i natychmiast zasypiała. No i czasami zdarzało jej się przesikać pampersa ;) 

Kafko, Kaveczko, na zawsze pozostaniesz w naszych sercach. Tak bardzo za Tobą tęsknimy.

czwartek, 26 maja 2016

Kartka w kalendarzu

Czy w Waszych domach też wiszą takie kalendarze? Na pewno w kilku co najmniej. Tak sobie myślę, zerkając na kartkę majową - ktoś z Was zastanawia się może, czy aby ten obrazek jest zbliżony do rzeczywistości? Czy naprawdę  Inkwi leży sobie wygodnie na hamaku, z książką, drinkiem i torebusią (!) w towarzystwie Aury, Brylanta, kózek i Tadeusza wraz z haremem?
Otóż - nie. Niestety.
Chociaż wiedziona nagłym impulsem hamak zawiesiłam na jabłonce ;)

Cóż więc słychać wiosną w Inkwizytorium?

A okociło nam się, mamy szczęśliwą trzynastkę jagniąt: cztery dziewczynki i dziewięciu chłopaczków. 
Pierwsza była Brunhilda, jak w zegarku 25 marca urodziła baranka - Budryka 
Same chłopaki: Dalis z synusiem
Nasz panna muflonówna z ćwierć-mufloniątkiem. Bera i mały Berard.
Z tego piątkę mieliśmy do niedawna w domu, na butelce.
Czuliśmy się jak spóźnieni rodzice pięcioraczków. Wstawanie w nocy na karmienie, wycieranie dupek, wszechobecny zapaszek siuśków i te rzeczy... 
Każde z tych pięciorga otarło się o śmierć, niestety nie wszystkim się udało. Naprawdę się staraliśmy. Masowaliśmy brzuszki, dawaliśmy zastrzyki, robiliśmy nawet lewatywy... No ale. Odeszły na moich rękach. Chyba nie potrafię o tym pisać.

Została trójka. 
Agentka z Kocikiem śpią zawsze razem 
Kocik został Kocikiem bo pierwszy zaanektował sobie koci kartonik do spania... no i był takim kociaczkiem ;)
Agentka od samego początku zarabiała na swoje imię. Jest prawdziwą "Agentką Carter" - jeśli ktoś oglądał ten serial, ten wie ;)
Kocika i Agentkę dostaliśmy od sąsiadki "na odchowanie" razem z maleńkim jagniaczkiem, który nie przeżył nocy, mimo naszych starań. 
Harald czyli Biały z baczkami
A po dwóch tygodniach pozwoliłam sobie wobec Padre na żart primaaprilisowy, że Halma urodziła trojaczki: dwóch chłopców i dziewczynkę. 
No i na drugi dzień tak się stało ;)
Chlup, chlup, chlup... jagnięta były naprawdę maleńkie i głośno płakały. Chyba bycie matką trojaczków przerosło Halmę, bo odrzuciła je i nie chciała karmić ani się nimi zajmować. A może czuła, że nie są do końca zdrowe...? 
Dostały wstążeczki na szyję i imiona według kolorów: Morelka, Zielony i Biały. Zielony od początku był najsłabszy i poświęcałam mu najwięcej uczuć. Nosiłam go na rękach, a on przytulał się do mnie, taki mój mały króliczek. Obiecałam mu, że jeśli wyzdrowieje, zostanie u nas na zawsze, nigdy go nie oddam. Nie został... Morelka największa i najbardziej przebojowa, biegała równo z tymi starszymi, a spać układała się zawsze przy Krimci. Odeszła nagle i gwałtownie.
Z trojaczków udało się Białemu, średniakowi. Wyrósł na słodkiego baranka ze śmiesznymi pekaesami (nasze pokolenie wie, młodszym tłumaczę: pekaesy to męskie baczki).
Zielony zdążył dostać imię. Hamilton. Taki royal-baby...
Morelka wtulona w Krimcię
Mały Biały ;)
Teraz wszystkie jagniaki urosły, to już nie żłobek, ale co najmniej zerówka ;) 
Kocik
Berard
Berard z mamą
Taki śliczny jestem ;)
Halma, mama trojaczków

Naszą trójeczkę wyprowadziliśmy z domu (ależ zrobiło się pusto) i tylko dokarmiamy butelką, pół na pół preparatem mlekozastępczym dla cieląt i mlekiem kozim.
Kózki Balbina i Jagodzia były tak uprzejme, że dawały mleko cała zimę, bez konieczności wydawania na świat potomstwa. Żadna z naszych kóz nie rodziła tej wiosny; chociaż były z wizytą u pięknego kozła, nie raczyły okazać mu względów. Nie to nie ;)
A od niedawna mam wreszcie nadwyżkę mleka i znowu robię sery ;)

Kózka Kalanthe jest teraz przewodniczką stada
Kózka Balbinka w nastroju filozoficznym
Ciri i Pavetka w tle
To jeszcze reszta zwierzyńca, bo się niektórzy domagają ;)
Aurelka zakochana w Padre... ;) z wzajemnością ;)

To na dowód, że czasami galopuje

Końska mafia ;)

No i jeszcze - co tam na gumnie? Ładnie jest, zielono. Tylko sucho straszliwie. Jeszcze są kwiaty na jednej jabłonce. Coś mi tam kiełkuje w warzywniku: ziemniaczki wschodzą, bób, fasolka, koperek, kolendra i rzodkiewki. Dwie dynie. Groszek konsekwentnie jest wygrzebywany przez Marylki i zagrzebywany z powrotem przeze mnie. Czosnek posadzony jesienią idzie jak burza (widać go spod chwastów). Usiłuję zrobić grządkę ziołową. Jakoś późno zajęłam się w tym roku ogródkiem i stąd nikłe efekty...
Fioletowe ziemniaczki od Agniechy i bób Karmazyn - chyba będą do siebie pasować 
Grządki ze słomy owsianej, no zobaczymy...
A jutro może chwilkę na hamaku... (sama w to nie wierzysz, kobieto... nie wygłupiaj się).
Ale pomarzyć można ;)
Publikuję, bo jak nie teraz, to nigdy! Za niedługo trzeba z flaszkami do jagniąt lecieć...

Ściskam Was czule,
stęskniona
Inkwi ;)

wtorek, 29 września 2015

Roboczy post dla niecierpliwych

...gdyż padam na twarz i nie doczekałybyście się zdjęć...
Miałam awarię z kurkami, powsinogi jedne poszły zwiedzać teren i napadł na nie kundelek sąsiadki... poturbował trochę Tadeusza, Marylki uciekły... jedna nie wróciła na noc. Mamy nadzieję że zanocowała w kurniku sąsiada (Ada ją tam widziała). 
Poza tym incydentem wszystko świetnie. Aurelka jest przesłodka. Wspaniale dogaduje się z naszymi psiakami. I spokojnie można ją zabierać na pastwisko.
Koziulki są cudowne, tylko dojenie trwa i trwa... Balbinka ma chyba wymionka-niedojonka... ręce mi omdlewają ;)
Brylant bryluje na pastwisku. Chyba jest szczęśliwy ;)

Jak już znajdę czas i siły, dopiszę treść i skasuję tego posta. Tych zwierzaków zrobiło się jakby sporo...

Filmiki będą TU